czwartek, 27 czerwca 2019

Wiejce



Po czterech latach udało nam się ponownie odwiedzić Pałac w Wiejcach. Tym razem nie na chwilę, a na kilka dni. Poprzedni króciutki pobyt w tej małej miejscowości opisałam tu:http://venimus-vidimus.blogspot.com/2015/08/paac-w-wiejcach.html

Tytułem przypomnienia: Wiejce to malutka wieś położona w województwie lubuskim, ale tuż za rogatkami Wielkopolski, w powiecie międzyrzeckim, w gminie Skwierzyna, nad brzegiem Warty, otoczona lasami Puszczy Noteckiej.

Najważniejszym obiektem w Wiejcach jest kompleks pałacowy, w którym mieści się hotel z restauracją. Na nocleg można wybrać jeden z czterech budynków: Pałac, Rządcówka, Folwark i Domek Ogrodnika.

Pałac
Rządcówka
Rządcówka
W wybranym przez nas terminie zaproponowano nam pobyt w Pałacu lub Rządcówce. Plusem apartamentu w Rządcówce był aneks kuchenny (kto ma dzieci - doceni), Pałac kusił jednak ciekawszym wnętrzem i windą (a nasze dziecko uwielbia windy). Za cenę konieczności zabrania własnego czajnika zdecydowaliśmy się na nocleg w Pałacu. Było warto. Pokój był bardzo duży, ze spokojem zmieściło się w nim łóżeczko dla dziecka. Tu dodam, że warto wziąć własne, ponieważ wypożyczenie hotelowego wiąże się z kosztem 80 zł. Podobnie duża była łazienka. Plusem przy dziecku były szafy zamykane na klucz. Wystrój był, zgodnie z oczekiwaniem, pałacowy.  W środku oprócz wygodnego łóżka i wspomnianych szaf znajdowało się stylowe biurko ze skórzanym blatem, bardzo wygodne łóżko, stolik, kanapa i piękne obrazy Józefa Pankiewicza. 


Nasz pokój





Co do łazienki dodam, że ciekawe jest to, że Pałac korzysta z własnego ujęcia wody leczniczej - siarczkowej. Niestety ma ona dosyć charakterystyczny zapach i smak - trzeba się do tego przyzwyczaić. Z lektury komentarzy na Bookingu wynika, że nie wszyscy są w stanie i niektórzy mają problem np. z umyciem zębów.
Witraż w Pałacu


Wnętrza Pałacu




Pałac wewnątrz jest piękny, warto po nim pospacerować nawet w przypadku noclegu w innej części kompleksu. Okazją może być śniadanie, które jest w pałacowej restauracji. Jak już jesteśmy w tym temacie, to śniadania były bardzo dobre. Dawno już nie jadłam w hotelu tak optymalnie przyprawionej jajecznicy, do tego na ciepło codziennie były kiełbaski i parówki. Oczywiście był wybór pieczywa, wędlin, serów, konfitur (wyrób własny Folwarku), warzywa (pomidor, ogórek), jajka na twardo, jogurt, ale tylko naturalny, mleko i wybór płatków i codziennie jakiś słodki drobiazg do kawy (małe naleśniki, malutkie pączki itp). Do picia: soki, woda, kawa i herbata. Widziałam też, jak na życzenie przemiła kelnerka przygotowała dzieciom ciepłą czekoladę/kakao. Było więc wszystko, czego można oczekiwać od hotelowego śniadania i  znacznie więcej niż człowiek sam standardowo przygotowuje sobie w domu (w moim przypadku - zdecydowanie znacznie więcej). Jednak lojalnie trzeba zaznaczyć, że nie było to śniadanie z wąskiej kategorii tych zapadających w pamięć na długo, przy których człowiek spędził ponad godzinę (z racji np.: wyboru ciast, słodkości, owoców itp.).

W Pałacu jedliśmy też obiady, które były bardzo dobre i niedrogie (ok. 25-35 zł). Przykładowe dania to: gulasz z dzika z kaszą, kaczka sous vide z kluskami i kapustą, naleśniki z konfiturami z Pałacu, pierogi ruskie, makaron z piersią z kurczaka, wątróbka na grzankach z fasolką szparagową. Posiłki można jeść w pałacowym wnętrzu Restauracji albo na tarasie. Ta druga opcja może być interesująca dla rodziców z dziećmi, ponieważ tuż obok jest przyjemny plac zabaw, na którym większe pociechy mogą samodzielnie się bawić pozwalając rodzicom na spokojny posiłek. Natomiast co do pociech mniejszych to uprzedzę, że restauracyjne krzesełka nie mają niestety pasów i tacy. Są to oldskulowe drewniane krzesełka, które ładnie wyglądają, jednak nie zdają egzaminu przy małych wiercipiętach, takich jak nasz:-) Jeśli zatem, drogi Rodzicu, przypadkiem też masz dziecko z adhd (nawet mimo chowu bez telewizora, komputera i komórki:-)) - weź wózek!

Pierogi ruskie i naleśniki z konfiturą


Szarlotka

W czasie naszego pobytu zorganizowano też kolację grillową (35 zł od osoby), na którą się skusiliśmy. Odbyła się na tarasie, można tam było częstować się smakołykami z tzw. szwedzkiego stołu (karkówka, kiełbaski, kaszanka, warzywa z grilla, sałatki, pieczywo) i posłuchać ciekawych opowieści o okolicznych zabytkach sympatycznego Pana, który potem zachęcał do wspólnego śpiewania przy akompaniamencie gitary.

Domek na placu zabaw



Pobyt w Wiejcach jest idealny na krótki wypoczynek w sielskich klimatach. Polecam to miejsce zwłaszcza dla par z dziećmi czy bez nich na romantyczny wypad. Sam folwark nie jest duży, ale wymarzony na spacery z małymi dziećmi, które uwielbiają szukać kotka, pieska, potupać na drewnianym moście, pobawić się na szachownicy czy placu zabaw z dwupoziomowym drewnianym domkiem. Wystarczy wyjść za ogrodzenie Pałacu by dotrzeć nad Wartę. Z kolei z drugiej strony można wyjść na spacer przez wioskę do lasu. W samym Pałacu można też wypożyczyć rower (koszt 10 zł). 

Więcej informacji i cen tu:http://www.wiejce.pl/


pałacowy kot na szachownicy
las w Wiejcach
Otoczenie Pałacu


Otoczenie Pałacu
Warta tuż za ogrodzeniem Pałacu



las w Wiejcach

Kot w pałacowym parku




piątek, 21 czerwca 2019

Cuda w poznańskim Muzeum Narodowym





Moja przygoda z Muzeum (a dokładnie Gmachem Głównym Muzeum) rozpoczęła się wiele lat temu. Podczas pierwszej wizyty dogłębnie zwiedziłam pierwszy poziom z dziełami sztuki udostępniony dla zwiedzających (czyli II piętro) dopiero po dłuższym czasie (i blisko godziny zamknięcia obiektu) odkrywając, że jest jeszcze kolejne piętro z poszukiwaną przeze mnie sztuką inną niż współczesna (delikatnie rzecz ujmując, nie należę do jej miłośników). Przy kolejnych okazjach nie powtórzyłam tego błędu. Jeśli ktoś ma podobne do moich preferencje - zapraszam od razu do góry (III piętro)!

Poniżej kilka moich ulubionych obrazów z poznańskiego Muzeum Narodowego.


Pierwszy to dzieło Sofonisby Anguissoli: "Gra w szachy" z 1555 r. Sofonisba Anguissola uznawana jest za jedną z pierwszych znaczących kobiet-malarek. To dopiero decyzja jej ojca o kształceniu artystycznym córki ustanowiła precedens i spowodowała, że artyści zaczęli przyjmować na uczniów kobiety. Na obrazie 23-letnia wówczas malarka namalowała swoje trzy siostry i ich opiekunkę. Sportretowane młodsze siostry Autorki o oryginalnych imionach Europa i Minerwa grają w szachy, ale zdaniem specjalistów namalowana partia nie mogła być rozegrana. Choć ja nie jestem w stanie sama tego ocenić, z pewnością wszechstronnie kształcona w duchu humanizmu Sofonisba była. Czemu popełniła więc błąd? W sztuce i literaturze włoskiego renesansu gra szachy to metafora gry życia. "To ludzie są rzuceni na planszę, stosują różne posunięcia, roszady, zbijają się, walczą ze sobą, stwarzają różne przedziwne sytuacje i … odchodzą". Swego czasu obraz był atrakcją wystawy „Brescia renesans na północy Włoch” w Muzeum Narodowym w Warszawie, którą również udało mi się odwiedzić w niezawodnym i przemiłym towarzystwie Ulubionej Stewardesy.


Kolejne dzieło szczególnie, moim zdaniem, warte uwagi to Dziewczyna z tulipanami Olgi Boznańskiej z 1898 r. Olga Helena Karolina Boznańska herbu Nowina to młodopolska malarka, której twórczość przeżywa obecnie prawdziwy renesans a dzieła należą podobno do tych najczęściej fałszowanych. Choćby obecnie na popularnym portalu aukcyjnym można znaleźć kilkanaście ofert obrazów typu: "sygnowany OLGA BOZNAŃSKA, obraz nie posiada żadnej wyceny oraz certyfikatu". Podobno szczęścia w miłości nie można łączyć z innym, np. tym w kartach. Boznańska brak szczęścia w miłości zrekompensowała sobie (i miłośnikom jej twórczości) pracą, w której się zatracała, paląc duże ilości papierosów i pijąc hektolitry mocnej herbaty. Owocem jest m.in. ww. obraz. Postać dziewczyny z tulipanami jest odwrócona, oglądamy ją od strony oparcia zielonego krzesła. Jej twarz jest przesłonięta włosami i rozmyta. Krzesło stanowi doskonałą kompozycję z zielenią łodyg i liści tulipanów na kolanach dziewczyny a jej bluzka z kwiatami. Dopełnieniem obrazu jest wyśmienicie dobrana rama. I szarość w tle, która według jednych w ogóle nie jest kolorem, a zdaniem innych (w tym moim) jest jedną z piękniejszych barw.


Pierwsze skojarzenie z postacią Władysława Podkowińskiego? Oczywiście "Szał uniesień". Żeby zobaczyć ten obraz trzeba się jednak udać aż do Krakowa i Sukiennic (swoją drogą widziałam i bardzo polecam). Dla tych, którzy nie chcą wyjeżdżać - "Dziewczynka z obręczą" z 1894 r. urocza, trochę zawstydzona, trochę przestraszona w białej sukience pięknie kontrastującej z czerwoną obręczą (dziś powiedzielibyśmy hula-hoop:-))i wstążką.





Jeśli już zahaczyliśmy o Kraków to trzeba wspomnieć o Stanisławie Wyspiańskim. W Poznaniu znajdziemy m.in. te dwa jego obrazy: "Śpiący Staś" z 1904" i "Dziewczynka przy wazonie" z 1902 r. Niczego nie ujmując Podkowińskiemu, to chyba jednak nikt tak pięknie nie malował dzieci jak Wyspiański.











Stefan Filipkiewicz: "Łąka" z 1904 r. to kolejne dzieło w poznańskim Muzeum Narodowym, przy którym, moim zdaniem, warto zatrzymać się na chwilę. Trudno mi wyobrazić sobie piękniejsze i wierniejsze oddanie na płótnie późnowiosennej lub letniej polskiej łąki z całym jej kwiatowym bogactwem.


Jan Steen (krąg) Pijana kobieta ok. 1650-70. Tu zachwyciła mnie akurat tematyka. Kto chce zobaczyć pijaną kobietę sprzed trzech wieków? Marsz do Narodowego. Jan Steen, jak widać, podobnie malarze z Jego kręgu, lubował się w scenkach rodzajowych,  a największą popularność zdobył jako twórca pełnych humoru przedstawień życia codziennego w XVII wieku.


Dzieło, którego nie trzeba przedstawiać. Najcenniejszy obiekt w naszym Muzeum i jeden z najcenniejszych w polskich zbiorach muzealnych w ogóle.  Jedyny w polskich zbiorach obraz Claude'a Moneta, namalowany w 1882 r. Jednocześnie obiekt najsłynniejszej kradzieży dzieła sztuki w Polsce. Doszło do niej we wrześniu 2000 r., złodziej spisał się tak dobrze, że trudno dokładnie stwierdzić kiedy dokonał czynu, wiadomo jedynie, że brak oryginału dostrzeżono 19 września. Przestępca podłożył  kopię, wyciąwszy ostrym narzędziem oryginał z ramy. Długo wydawało się, że obraz przepadł na zawsze. Dopiero po 10 latach dzieło odnaleziono. Aresztowany Robert Zwoliński, wiecznie bezrobotny murarz posadzkarz podobno tłumaczył swój czyn tym, że kiedy po raz pierwszy zobaczył ten obraz na własne oczy, to go nomen omen "wmurowało" i stwierdził, że musi go mieć. Podobno, to był jedyny raz w jego życiu, kiedy chciał coś mieć. Jak wpadł? Przez zaległości alimentacyjne wobec dziecka. To z tej przyczyny został  w 2006 r. wezwany do komisariatu. Przy zakładaniu policyjnej kartoteki zdjęto mu odciski palców. Trzy lata później jeden z pracowników laboratorium kryminalistycznego odkrył, że pasują do odcisków zostawionych na ramie obrazu w poznańskim muzeum. Po przeszukaniu mieszkania sprawcy (a dokładnie mieszkania jego rodziców) obraz odnaleziono za szafą. Złodziej chciał go mieć tylko dla siebie i czasem w samotności oglądać, w praktyce jednak ze strachu podobno nigdy go zza szafy nie wyjął. Po aresztowaniu, jak twierdził, odczuł głównie ulgę. Został skazany na trzy lata pozbawienia wolności. Łagodna kara została uzasadniona tym, że działanie sprawcy nie wynikało z niskich pobudek, lecz z dziwnej aczkolwiek prawdziwej miłości.

Co jeszcze warto obejrzeć w poznańskim Muzeum Narodowym?





Na pewno piękne martwe natury. Powyżej dzieło Willema Claesza Hedy "Martwa natura śniadaniowa" z lat 1680-82. Poniżej - Florisa van Schootena: Martwa natura śniadaniowa z lat 1620-25.


W obu przypadkach zachwyca precyzja wykonania. Wydaje się wręcz, że są to nie obrazy a zdjęcia. Miękki meszek na skórce brzoskwini, zwisająca obierana skórka cytryny, świeżo ukrojone pieczywo, blask wypolerowanego srebra naczyń stołowych zostały mistrzowsko odwzorcowane. To tylko przykłady. Podobnych pięknych dzieł jest w Gmachu Głównym Muzeum wiele i na pewno warto samemu przekonać się o ich urodzie.

Na koniec jeszcze mały smaczek. Św. Barbara ok. 1520 warsztat śląski. Czy Wy też widzicie jej urocza minę? I jak tu nie lubić sztuki?






sobota, 8 czerwca 2019

Wspomnienie z Olandii - pierwsza podróż z niemowlakiem


Wycieczka do Olandii była naszą pierwszą "większą" wyprawą z dzieckiem. Takim testem na to jak zniesie podróż i jak się odnajdzie w nowym miejscu. Test ten wypadł bardzo pozytywnie. 

Olandia leży w kierunku na Gorzów w wiosce Prusim ok. 70 km od Poznania. Pod tą nazwą kryje się XVIII wieczny odnowiony folwark - zespół dworsko-parkowy. Znajduje się w przepięknym otoczeniu pól, lasów i jezior. Nam udało się odwiedzić to miejsce w porze kwitnienia rzepaku - chyba nie muszę pisać, że wrażenia cudne. 

To idealne miejsce na parodniowy wypoczynek, zwłaszcza z dziećmi, ponieważ przewidziano tu dla nich (lub raczej spokoju ich rodziców) wiele udogodnień (minigolf, minizoo, kicające króliczki na wolnym wybiegu, place zabaw, animacje dla dzieci, kąciki zabaw pod dachem itp.). 




Nasz maluch nie miał szansy, z uwagi na wiek, z nich wszystkich skorzystać, niemniej istotne dla nas było, że Hotel zapewnił nam: przestronny pokój, który pomieścił wózek i udostępnione łóżeczko turystyczne w bdb stanie (co podobno w innych hotelach nie zawsze jest normą), dużą łazienkę, czajnik w pokoju a okolica zachęcała do spacerów i spokojnego odpoczynku na łonie natury. 

Ośrodek jest położony w Krainie 100 Jezior (och, jak to ładnie brzmi!), a w bezpośrednim jego sąsiedztwie znajduje się Jezioro Kuchenne z plażą wyposażoną w hotelowe leżaki i parasole w hawajskim (tudzież "chawajskim" - patrz zdjęcie niżej) klimacie. Można tu wypożyczyć kajaki, rowery wodne lub łódkę, jednak tym razem nie skorzystaliśmy z tej oferty.


Nasz Chawajczyk:-)





Bliskość jeziora gwarantowała jednak przepiękne widoki o zachodzie słońca, ot choćby takie:






Zdecydowanie zachwyciła mnie kuchnia. Wszystko było pyszne, począwszy już od śniadań serwowanych w zimowym ogrodzie z widokiem, a jakże, na Jezioro Kuchenne. Rewelacyjne były też dania obiadowe i oczywiście słodkości, które jako jedyne zdołały załapać się na zdjęcie. 



Po raz pierwszy w życiu skusiłam się na skorzystanie z oferty zabiegów spa i  byłam bardzo zadowolona. W przytulnym pokoju z delikatną muzyką i blaskiem świec spędziłam naprawdę miłe i relaksujące 2 godziny (jak bardzo relaksujące - zrozumie tylko matka czteromiesięcznego dziecka:-)). 



Na koniec pobytu kupiliśmy parę produktów lokalnych: słoiczek konfitury, herbatę i ciasteczka, które jeszcze w domu pozwoliły przywołać miłe chwile.

Dla zainteresowanych pełna oferta tego miejsca kryje się tu: https://www.olandia.pl/
Polecamy, my na pewno tu jeszcze wrócimy!

piątek, 7 czerwca 2019

Studzieniec: oryginał dworu i jego kopia





Parę lat temu odwiedziliśmy Studzieniec. To mała miejscowość, która leży w powiecie obornickim, w odległości około 22 km na północny wschód od Obornik. Celem wycieczki był szachulcowy dwór z II połowy XVIII w. Całą wyprawę opisałam wtedy tu: http://venimus-vidimus.blogspot.com/2014/08/o-wycieczce-do-uchorowa-somowa-i.html

Odnotowałam, że przedarcie się do niego przez sięgające pasa pokrzywy i inne chwasty było prawdziwym wyzwaniem i że budynek znajdował się w opłakanym stanie. Przy szukaniu materiałów do wpisu znalazłam też ciekawostkę, że wierna kopia budynku w 1984 r. została wzniesiona w Wielkopolskim Parku Etnograficznym. 

Miesiąc temu udało się nam zobaczyć tę kopię. Budynek jest odwzorcowany w skali 1:1, rozkład pomieszczeń jest dokładnie taki sam, dwory różni jednak (oprócz ich stanu) wygląd zewnętrzny - kopia dworu została otynkowana i nie widać charakterystycznych pięknych ciemnych krzyżujących się belek. Mimo tego jednak można tu zobaczyć, jak piękny był studzieniecki dwór uznawany za jeden z cudów architektonicznych baroku. Nie przetrwało nic z dawnego wystroju wnętrz oryginału, dlatego wnętrza budynku w Parku Etnograficznym zostały mistrzowsko wyposażone w podobne meble i przedmioty codziennego użytku. Wrażenie zwiedzającego jest takie, jakby mieszkańcy dworu wyszli tylko na chwilę i zostawili suto zastawione stoły, osobiste drobiazgi na toaletce, przed chwilą pościelone łóżka. Stęsknionym za dawnymi,  sielskimi klimatami - polecam! Park Etnograficzny mieści się w Dziekanowicach nad brzegiem jeziora Lednica.

Przy okazji: oryginał ciągle jest na sprzedaż (za 1.500.000 zł) i czeka na przywrócenie dawnej świetności. Może ktoś się skusi?



Na zachętę najpierw kopia:

i następnie oryginał:






Poniżej wnętrza kopii Dworu w Skansenie w Dziekanowicach: 





 Suto zastawiony wielkanocny stół:

 I na koniec piękne wiosenne otoczenie kopii dworu w Dziekanowicach: