wtorek, 2 września 2014

Ranking najbrzydszych rzeczy w Poznaniu

Rozpoczął się wrzesień. Od dwóch dni po przekroczeniu progu domu witają nas ponura aura i hektolitry deszczu. W ogóle jest zimno, szaro i źle. Te okoliczności przyrody natchnęły mnie, by dziś powylewać trochę żółci. 

Lubię Poznań, ale może mimo wszystko jako człowiek "z zewnątrz", zachowałam na to miasto krytyczne spojrzenie. I jest w nim kilka rzeczy, które, gdybym tylko miała taką możliwość, niezwłocznie wysadziłabym w przestrzeń kosmiczną.
Oto one:

1. Galeria MM.





Jestem przekonana, że konkursy typu Makabryła Roku wymyślono właśnie dla takich budynków. Gdyby dżin miał sprawić, że tylko jedna z wymienionych rzeczy się zdematerializuje, bezsprzecznie byłby to ten obiekt. Zanim powstał, trwający w milczącym oczekiwaniu długimi miesiącami plac budowy rozbudzał nadzieje, że wreszcie po 14 latach istnienia w tym miejscu tymczasowego szpetnego plastikowego pasażu MM (tak, tak, prowizorka trzyma się najdłużej)– zbieg alei Marcinkowskiego i ulicy św. Marcin doczeka się ładnego zwieńczenia. Niestety, najłagodniej rzecz ujmując, tak się nie stało a architekci z poznańskiego Studia ADS zafundowali nam coś, co wygląda jakby zostało zgubione przez przelatujących nad Ziemią Marsjan. Obiekt pieszczotliwie zwany Titanikiem (a to od wystającej części konstrukcji widocznej na ostatnim ze zdjęć, na której ulokowano taras widokowy) albo Hulkiem (na cześć "finezyjnej" fasady) kompletnie nie komponuje się ze swoim otoczeniem, a już zwłaszcza o pomstę do nieba woła ulokowanie go tuż obok zabytkowego Kościoła św. Marcina. Są tacy, którzy twierdzą, że ta budowla jest genialna,wyprzedza swoje czasy, Polska do niej nie dorosła, że w architekturze jak i w sztuce, dzieła które nie wzbudzają żadnych emocji, są nic niewarte. Do mnie jednak tego rodzaju argumentacja nie przemawia. I zapewniam, że nie zostałam opłacona przez zazdrosną konkurencję projektantów tego arcydzieła celem tworzenia czarnego PR-u.


2. Parking na przeciwko Galerii MM a obok Kościoła św. Marcina i wszystkie szkaradne budki stojące w jego otoczeniu. 






Od kilkunastu miesięcy trwa w mieście debata na temat przyszłości ulicy św. Marcin. Ulica ta jest ważna nie tylko dlatego, że jest jedną z głównych arterii Poznania i że kiedyś (przed powstaniem galerii handlowych) to na niej koncentrowało się życie handlowe miasta. Znaczenie tej ulicy najlepiej uwypukla fakt, że jako jedyna ulica Poznania św. Marcin (no może nie do końca ulica, bo przede wszystkim jej Patron) ma swoje święto, podczas którego uwaga wszystkich poznaniaków koncentruje się właśnie na niej. W kulminacyjnym punkcie Święta od widniejącego na zdjęciach Kościoła ciągnie się nią barwny korowód prowadzony przez św. Marcina na białym koniu a przez cały dzień odbywają się na niej koncerty, zabawy i prowadzona jest sprzedaż świętomarcińskich rogali, które są wręcz jednym z symboli Poznania. Przez ten jeden dzień w roku jest tłoczno, gwarnie, kolorowo, jest mnóstwo atrakcji, są turyści i relacje w radiu i telewizji a przez resztę roku... No właśnie, przez resztę roku ludzie szybko przemykają nią do innych ciekawszych punktów miasta, rzadko kto specjalnie udaje się na nią w jakimś konkretnym celu - na zakupy lub tym bardziej spacer w związku z czym wiele witryn w opuszczonych lokalach sklepowych od dłuższego czasu świeci pustkami a wielcy tego miasta zastanawiają się jak to zmienić i co zrobić, żeby ulica znowu ożyła. Moja propozycja jest następująca: może zacząć od początku (dosłownie i w przenośni) i zrobić coś z estetycznym koszmarkiem w okolicy wspomnianego Kościoła? Jak to możliwe, że w tak ważnym punkcie miasta stoją wioskowe stragany z sznurówkami w neonowych kolorkach, tragiczne banery reklamowe, mało estetyczne budki z kurczakami i tandetne kontenerki z drobnym handlem? Wreszcie jeśli w tym miejscu muszą być miejsca parkingowe, to czy nie można tego jakoś estetyczniej zorganizować choćby inwestując tu więcej w zieleń miejską i obiekty małej architektury?

3. Legendarna budka z kurczakami w narożniku Kupca Poznańskiego.





Cała absurdalna historia z narożną działką placu Wiosny Ludów rozpoczęła się w latach 90-tych, kiedy  to jej właściciel Dariusz Bąkowski nie zdecydował się na sprzedaż gruntu kupcom stawiającym tam wtedy centrum handlowe. W tych okolicznościach Kupiec Poznański powstał bez narożnika. Pan Bąkowski natomiast w wyrwie postawił swoją legendarną, by nie powiedzieć kultową, budkę z kurczakami i kilka innych straganików z majtasami, skarpetami, kalesonami i innymi stanikami typu mama size. I tak stan ten trwa do dziś. Japończycy mają przy czym się fotografować a w tle sukcesywnie Miasto i Kupiec Poznański toczą z Panem Bąkowskim rozmaite boje: to w związku z budową odcinka trasy tramwajowej na Rataje, która to miała mu uniemożliwić podłączenie mediów do planowanej przez niego inwestycji – kamienicy, to o prywatny parking dla jednego samochodu (Pana Bąkowskiego rzecz jasna), to o reklamy montowane na nieszczęsnej ścianie Kupca wbrew woli Pana Bąkowskiego. A to wszystko ledwie kilkadziesiąt metrów od wizytówki i atrakcji nr 1 naszego Miasta - Starego Rynku. Podobno  mecenas, którego Pan Bąkowski jest klientem chlubi się, że istnienie tej budki to jego sukces. Przyznam, że nie rozumiem jego dobrego samopoczucia.

4. Cocomo i inne kluby go-go wokół Starego Rynku.



Nachalne panienki z różowymi parasolkami, frajerzy, którzy dają się naciągnąć na drinki za kilkaset złotych i którym, jak ktoś to ładnie ujął, tylko współczuć, że muszą płacić za oglądanie nagiej kobiety oraz związane z tym prokuratorsko - medialne afery. I znów pytanie, na które brak odpowiedzi: dlaczego takie lokale nie znajdują się w peryferyjnych, ciemnych, uliczkach, tylko w samym sercu miasta?

5. Jak już jesteśmy na Rynku, to do kompletu prowincjonalne pijalnie wódki i piwa za 4 zeta




Tania wódka i piwo dostępne 24 godziny na dobę podbiły serca i podniebienia wielu imprezowiczów. Niestety sąsiedztwo pijalni oznacza nocne hałasy, bijatyki przed lokalem i zanieczyszczone chodniki. Czyli smród, bród i ubóstwo. I to wszystko znowu w najbardziej prestiżowym miejscu na mapie Poznania.  

6. Skłot OD:ZYSK




W Polsce nie ma czegoś takiego jak prawo squattingu. Nie ma i już. Niestety nie do wszystkich ta prawda dotarła. Konsekwentnie nie przyjmują jej do siebie anarchiści, którzy ponad rok temu bezprawnie zajęli kamienicę na rogu odchodzących od Rynku ulic Szkolnej i Paderewskiego. Pod płaszczykiem rzekomej działalności kulturalnej zajmują się głównie pikietowaniem, walką i straszeniem wszystkich, którzy legalnymi metodami próbują zrobić z tym miejscem porządek ("kupując Od:zysk, kupujesz kłopoty i takie tam) włącznie z obrzucaniem Sądu, który wraz z komornikiem "nie jest po ich stronie" jajkami. Trzymam kciuki za jak najszybszą eksmisję nielegalnych lokatorów i rozpoczęcie przez nowego właściciela kamienicy planowanych w niej inwestycji.

7. Ulice Szkolna i Szewska.

To dwie z ulic przylegających do Rynku, które według mnie są w najgorszym stanie. Zwłaszcza w niedzielę rano, kiedy jest po sobotnim melanżu a służby oczyszczania miasta najwyraźniej świętują, choć mimo wszystko nie powinny. Wierzę, że nawierzchnia tych ulic, a dokładniej chodniki były kiedyś czyste. Niestety obecnie ich stan jest tragiczny. Są to też dwie ulice, które od reszty ulic odchodzących od Rynku odróżnia zasadniczo brak ogródków, klombów i w ogóle zieleni i obecność wszelkiej maści elementu podejrzanego z nieodłączną flaszeczką lub amatorów odzieży sportowej z "przyjaźnie" nastawionymi do ludzi czworonogami rasy amstaff i podobnymi.


8. Przystanki na trasie PST.






Poznański Szybki Tramwaj (w skrócie PST a potocznie pestka) to takie nasze poznańskie naziemne metro. Na swojej podstawowej trasie ma 6 przystanków, których ściany swego czasu powierzono graficiarzom z prawdziwego zdarzenia (nie mylić z takimi, którzy jedynie myślą, że tacy są) do wyrażenia swych artystycznych wizji. Rezultat akcji był bardzo udany. Każde graffiti ma swoją historię i przesłanie. Tytułem przykładu prace na przystanku Aleje Solidarności powstały w ramach projektu Przez bunt do wolności zrealizowana jako uczczenie 50. rocznicy Powstania Poznańskiego (2006), te na przystanku Lechicka - Poznań Plaza w ramach akcji artystycznej Operacja pestka zrealizowanej przez studentów z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Studentów Architektury w związku z wejściem Polski do Unii Europejskiej, a monumentalne klawisze fortepianowe i sylwetka Karola Kurpińskiego na "jego" przystanku  w maju 2012, w ramach Festiwalu Kultury Studentów Kulminacje. Niestety murale mają już kilka lat i widać na nich liczne zabrudzenia. Część farby odpadła, częściowo obrazy wyblakły. Przystanki coraz mniej zachwycają, coraz bardziej szpecą. Gdy dodać do tego obleśne, wymagające wymiany (co najmniej wyczyszczenia zadaszenia) wiaty i wszechobecny na stacjach pestki brud wyłania się z tego niezbyt optymistyczny obraz. Cudownie byłoby gdyby ktoś w poznańskim MPK, ZTM, czy innej jednostce, która za to wszystko odpowiada wpadł na pomysł odświeżenia murali. Póki co pozostaje ściskać kciuki za to, by graffiti nie zniszczały do końca.

Póki co tyle. Chcę wierzyć, że jeśli będę aktualizować tę listę, to tylko eliminując z niej pewne obiekty. Niestety zasady doświadczenia życiowego podpowiadają co innego. Niemniej trzymajmy kciuki za to, by zmiany następowały tylko w tym pozytywnym kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz