Całkiem niedawno udało mi się dostać w Bibliotece Raczyńskich świeżutki i pachnący nowością egzemplarz najnowszej pozycji Małgorzaty Musierowicz. Choć książka liczy sobie 340 stron, lektura zajęła mi jeden wieczór. Podobnie jak w przypadku pozostałych pozycji z jeżyckiej sagi, trudno się od niej oderwać by kontynuować następnego dnia (choć rozsądek podpowiada, że warto by się nią nieco podelektować).
Książka ma formę leksykonu, a Autorka przedstawia czytelnikom zarówno to, co umknęło Jej przy tworzeniu 22 tomów Jeżycjady, jak i kawałki Jej życia przemycone do świata Borejków. Jest też ciekawa mapa miejsc jeżycjadowych i liczne zdjęcia secesyjnych kamienic z fyrtla bohaterów serii oraz z albumu rodzinnego Autorki.
Są i anegdoty. Moje ulubione to: o genezie ślubnego fatum, które ciąży nad bohaterkami Musierowicz i o miłosnych losach mojej imienniczki Natalii Borejko. Co do tej drugiej, teraz mogę się pośmiać z zamieszczonych w książce zdjęć oryginalnych listów oburzonych czytelników, ale kiedyś byłam bliska napisania podobnego. Po tym jak gdzieś przeczytałam, dlaczego Autorka zakończyła związek Natalii z "chmurnym i romantycznym" Filipem ("Nutria i Nerwus" to, obok "Kłamczuchy" i "Kalamburki", dla mnie jedna z lepszych książek z całej serii) po to by przekazać ją w ramiona statecznego Roberta Rojka zwanego Robrojkiem, miałam, delikatnie rzecz ujmując, mieszane uczucia. Uznałam, że Czesław Miłosz wielkim poetą jest, ale nie upoważnia to go do mieszania w losach "moich" bohaterów. Czarę goryczy przelało później to, że Natalia została obdarowana dwójką synów, podczas gdy w owych czasach byłam święcie przekonana, że dzieci są cudne i w ogóle, ale tak naprawdę jedynie dziewczynki są interesujące, inteligentne i elokwentne;-)
Książka jest pięknie wydana i dopracowana w szczegółach: ma twardą okładkę, ładny papier, mnóstwo zdjęć i rysunków. I pewno nie jestem jedyną czytelniczką, która skończyła jej lekturę z mocnym postanowieniem powrotu do Jeżycjady (choć niestety póki co w realizacji trochę przeszkadza mój Synek, który nie za bardzo jest zainteresowany "tomem zero" czyli "Małomównym i rodziną" - to nie Jego wina, że jest chłopcem;-)).
Podsumowując, książkę serdecznie polecam wszystkim, którzy w jakimś momencie życia, krótszym lub dłuższym, ulegli fenomenowi Borejków.
Oj, to ja biegnę do swojej biblioteki.
OdpowiedzUsuńKoniecznie! Jestem zachwycona, że obecnie nowości wydawnicze pojawiają się w bibliotekach bardzo szybko. Nie to co pamiętam z dzieciństwa!
Usuń