środa, 5 marca 2014

Niedziela w Obrzycku


Do tej niewielkiej miejscowości położonej na skraju Puszczy Noteckiej, w widłach rzek Samy i Warty, trafiliśmy w październiku zeszłego roku. Wizytę w niej rozpoczęliśmy  w samym jej sercu, od spaceru po miejscowym rynku. 

W jego centrum znajduje się, w mojej ocenie, najciekawszy zabytek Obrzycka. To osiemnastowieczny ratusz. Zasługuje on na szczególną uwagę przez wzgląd na niezwykłe okno wmurowane w jedną z jego ścian. Cóż w nim niezwykłego? Otóż to, że jest znacznie starsze niż sam budynek, pochodzi bowiem z 1527 r. i zanim trafiło na ratuszowa ścianę w Obrzycku odbyło długą drogę z samej Portugalii. Przywiózł je stamtąd, a dokładnie z klasztoru w Batalha w 1843 r. Atanazy Raczyński. Był on właścicielem Obrzycka, a prywatnie kolekcjonerem i koneserem sztuki, który w Portugalii przebywał z racji sprawowanej funkcji ambasadora pruskiego. Był on też młodszym bratem słynnego Edwarda - fundatora poznańskiej Biblioteki Raczyńskich, wodociągów, Złotej Kaplicy w Katedrze i pomysłodawcy opisanego przeze mnie w poście o Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan domu dla pozornie zmarłych. Wracając do historii samego ratusza, warto nadmienić, że w XIX w. został on przekształcony na spichlerz. Pierwotny stan przywrócono mu dopiero w 1962 r. Obecnie jest siedzibą lokalnych władz. Wewnątrz portugalskiego obramowania znajduje się natomiast witraż z herbem Obrzycka.





Minąwszy otaczające ratusz szachulcowe i murowane domy z I. połowy XIX w. oraz kolejne spokojne uliczki dość szybko dotarliśmy na skraj miasteczka, skąd rozciągały się pełne uroku widoki: z jednej strony na leniwie pasące się nad rzeką krowy a z drugiej na miejscowy dawny kościół ewangelicki z 1911 r. 



















Gdy się do niego zbliżyliśmy okazało się, że jest zamknięty. Jak dowiedziałam się z bloga "forgotten places" ostatni raz budynek był otwarty ok. 6 lat temu na przedstawienie miejscowej grupy teatralnej. Od tego momentu wszystkie okna i drzwi zostały zabite deskami a budynek niszczeje niewykorzystany.



Spod opuszczonego budynku ruszyliśmy do późnobarokowego kościoła, który obecnie pełni funkcję kościoła parafialnego. Powstawał on w latach 1714-1758, z fundacji ówczesnego właściciela Obrzycka, Władysława Radomickiego według projektu wybitnego architekta Pompeo Ferrariego, któremu zawdzięczamy też m.in. kształt, jaki ostatecznie nadano Ratuszowi w Lesznie, klasztorowi z kościołem cysterek w Owińskach czy ołtarzowi głównemu w poznańskiej Farze. Kościół został odnowiony i rozbudowany w 1906 r. wg projektu Rogera Sławskiego. W jego wnętrzach szczególnie przykuwa uwagę piękny duży obraz „Ostatnia wieczerza” z 1609 r. autorstwa Eugenio Caxesa. Do Obrzycka trafił on z Hiszpanii, podobnie jak portugalskie okno, za sprawą Atanazego Raczyńskiego. Ciekawy jest również znajdujący się naprzeciw oryginalny nagrobek Ignacego Raczyńskiego, arcybiskupa gnieźnieńskiego. Naturalnej wielkości postać zadumanego w modlitwie zmarłego umieszczona jest na cokole z szarego marmuru, z herbem i inskrypcją.










Po opuszczeniu Kościoła udaliśmy się na poszukiwania znajdującego się nieopodal przy ujściu rzeki Samy do Warty, grodziska stożkowego o obwodzie około 150 m. Jest ono pamiątką dawnego grodu kasztelańskiego w Obrzycku. Wiąże się z nim piękna przytoczona przez Jerzego Sobczaka w książce pt.: "Księga zjaw i duchów wielkopolskich, czyli przewodnik po nawiedzanych zamkach, pałacach i dworach oraz innych miejscach tajemnych" legenda o uwięzionym przez srogiego kasztelana rybaku, który rzucił na oprawcę klątwę, życząc mu, aby przepadł na zawsze ze swoim zamkiem i tym, co kocha w dniu odzyskania przez więźnia wolności. Niewolę rybak osładzał sobie śpiewem, co usłyszała piękna córka kasztelana. Ponieważ słynęła ona nie tylko z urody, ale i dobra, niezwłocznie nakazała uwolnienie rybaka. Ten przestraszony konsekwencjami klątwy początkowo nie chciał odejść. Opowiedział dziewczynie całą historię. Kiedy ta mimo to wyprowadziła go jednak z lochów, wzgórze zadrżało i nagle zamek zapadł się pod ziemię, a wraz z nim i kasztelan i jego piękna córka. Podobno do dziś o zachodzie słońca słychać stamtąd dźwięki dzwonów i przytłumione jęki. Nie mogliśmy tego jednak potwierdzić, bo w czasie naszego spaceru do zachodu słońca było jeszcze daleko.























Wróciliśmy więc do centrum miasteczka a konkretnie do małej miejscowej cukierni. Tam rozkoszując się jej wyrobami za mniej niż połowę ceny, którą przyszłoby nam wydać na ten cel w Poznaniu, doszliśmy do wniosku, że uwielbiamy atmosferę małych miast takich jak Obrzycko:-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz