piątek, 21 czerwca 2019

Cuda w poznańskim Muzeum Narodowym





Moja przygoda z Muzeum (a dokładnie Gmachem Głównym Muzeum) rozpoczęła się wiele lat temu. Podczas pierwszej wizyty dogłębnie zwiedziłam pierwszy poziom z dziełami sztuki udostępniony dla zwiedzających (czyli II piętro) dopiero po dłuższym czasie (i blisko godziny zamknięcia obiektu) odkrywając, że jest jeszcze kolejne piętro z poszukiwaną przeze mnie sztuką inną niż współczesna (delikatnie rzecz ujmując, nie należę do jej miłośników). Przy kolejnych okazjach nie powtórzyłam tego błędu. Jeśli ktoś ma podobne do moich preferencje - zapraszam od razu do góry (III piętro)!

Poniżej kilka moich ulubionych obrazów z poznańskiego Muzeum Narodowego.


Pierwszy to dzieło Sofonisby Anguissoli: "Gra w szachy" z 1555 r. Sofonisba Anguissola uznawana jest za jedną z pierwszych znaczących kobiet-malarek. To dopiero decyzja jej ojca o kształceniu artystycznym córki ustanowiła precedens i spowodowała, że artyści zaczęli przyjmować na uczniów kobiety. Na obrazie 23-letnia wówczas malarka namalowała swoje trzy siostry i ich opiekunkę. Sportretowane młodsze siostry Autorki o oryginalnych imionach Europa i Minerwa grają w szachy, ale zdaniem specjalistów namalowana partia nie mogła być rozegrana. Choć ja nie jestem w stanie sama tego ocenić, z pewnością wszechstronnie kształcona w duchu humanizmu Sofonisba była. Czemu popełniła więc błąd? W sztuce i literaturze włoskiego renesansu gra szachy to metafora gry życia. "To ludzie są rzuceni na planszę, stosują różne posunięcia, roszady, zbijają się, walczą ze sobą, stwarzają różne przedziwne sytuacje i … odchodzą". Swego czasu obraz był atrakcją wystawy „Brescia renesans na północy Włoch” w Muzeum Narodowym w Warszawie, którą również udało mi się odwiedzić w niezawodnym i przemiłym towarzystwie Ulubionej Stewardesy.


Kolejne dzieło szczególnie, moim zdaniem, warte uwagi to Dziewczyna z tulipanami Olgi Boznańskiej z 1898 r. Olga Helena Karolina Boznańska herbu Nowina to młodopolska malarka, której twórczość przeżywa obecnie prawdziwy renesans a dzieła należą podobno do tych najczęściej fałszowanych. Choćby obecnie na popularnym portalu aukcyjnym można znaleźć kilkanaście ofert obrazów typu: "sygnowany OLGA BOZNAŃSKA, obraz nie posiada żadnej wyceny oraz certyfikatu". Podobno szczęścia w miłości nie można łączyć z innym, np. tym w kartach. Boznańska brak szczęścia w miłości zrekompensowała sobie (i miłośnikom jej twórczości) pracą, w której się zatracała, paląc duże ilości papierosów i pijąc hektolitry mocnej herbaty. Owocem jest m.in. ww. obraz. Postać dziewczyny z tulipanami jest odwrócona, oglądamy ją od strony oparcia zielonego krzesła. Jej twarz jest przesłonięta włosami i rozmyta. Krzesło stanowi doskonałą kompozycję z zielenią łodyg i liści tulipanów na kolanach dziewczyny a jej bluzka z kwiatami. Dopełnieniem obrazu jest wyśmienicie dobrana rama. I szarość w tle, która według jednych w ogóle nie jest kolorem, a zdaniem innych (w tym moim) jest jedną z piękniejszych barw.


Pierwsze skojarzenie z postacią Władysława Podkowińskiego? Oczywiście "Szał uniesień". Żeby zobaczyć ten obraz trzeba się jednak udać aż do Krakowa i Sukiennic (swoją drogą widziałam i bardzo polecam). Dla tych, którzy nie chcą wyjeżdżać - "Dziewczynka z obręczą" z 1894 r. urocza, trochę zawstydzona, trochę przestraszona w białej sukience pięknie kontrastującej z czerwoną obręczą (dziś powiedzielibyśmy hula-hoop:-))i wstążką.





Jeśli już zahaczyliśmy o Kraków to trzeba wspomnieć o Stanisławie Wyspiańskim. W Poznaniu znajdziemy m.in. te dwa jego obrazy: "Śpiący Staś" z 1904" i "Dziewczynka przy wazonie" z 1902 r. Niczego nie ujmując Podkowińskiemu, to chyba jednak nikt tak pięknie nie malował dzieci jak Wyspiański.











Stefan Filipkiewicz: "Łąka" z 1904 r. to kolejne dzieło w poznańskim Muzeum Narodowym, przy którym, moim zdaniem, warto zatrzymać się na chwilę. Trudno mi wyobrazić sobie piękniejsze i wierniejsze oddanie na płótnie późnowiosennej lub letniej polskiej łąki z całym jej kwiatowym bogactwem.


Jan Steen (krąg) Pijana kobieta ok. 1650-70. Tu zachwyciła mnie akurat tematyka. Kto chce zobaczyć pijaną kobietę sprzed trzech wieków? Marsz do Narodowego. Jan Steen, jak widać, podobnie malarze z Jego kręgu, lubował się w scenkach rodzajowych,  a największą popularność zdobył jako twórca pełnych humoru przedstawień życia codziennego w XVII wieku.


Dzieło, którego nie trzeba przedstawiać. Najcenniejszy obiekt w naszym Muzeum i jeden z najcenniejszych w polskich zbiorach muzealnych w ogóle.  Jedyny w polskich zbiorach obraz Claude'a Moneta, namalowany w 1882 r. Jednocześnie obiekt najsłynniejszej kradzieży dzieła sztuki w Polsce. Doszło do niej we wrześniu 2000 r., złodziej spisał się tak dobrze, że trudno dokładnie stwierdzić kiedy dokonał czynu, wiadomo jedynie, że brak oryginału dostrzeżono 19 września. Przestępca podłożył  kopię, wyciąwszy ostrym narzędziem oryginał z ramy. Długo wydawało się, że obraz przepadł na zawsze. Dopiero po 10 latach dzieło odnaleziono. Aresztowany Robert Zwoliński, wiecznie bezrobotny murarz posadzkarz podobno tłumaczył swój czyn tym, że kiedy po raz pierwszy zobaczył ten obraz na własne oczy, to go nomen omen "wmurowało" i stwierdził, że musi go mieć. Podobno, to był jedyny raz w jego życiu, kiedy chciał coś mieć. Jak wpadł? Przez zaległości alimentacyjne wobec dziecka. To z tej przyczyny został  w 2006 r. wezwany do komisariatu. Przy zakładaniu policyjnej kartoteki zdjęto mu odciski palców. Trzy lata później jeden z pracowników laboratorium kryminalistycznego odkrył, że pasują do odcisków zostawionych na ramie obrazu w poznańskim muzeum. Po przeszukaniu mieszkania sprawcy (a dokładnie mieszkania jego rodziców) obraz odnaleziono za szafą. Złodziej chciał go mieć tylko dla siebie i czasem w samotności oglądać, w praktyce jednak ze strachu podobno nigdy go zza szafy nie wyjął. Po aresztowaniu, jak twierdził, odczuł głównie ulgę. Został skazany na trzy lata pozbawienia wolności. Łagodna kara została uzasadniona tym, że działanie sprawcy nie wynikało z niskich pobudek, lecz z dziwnej aczkolwiek prawdziwej miłości.

Co jeszcze warto obejrzeć w poznańskim Muzeum Narodowym?





Na pewno piękne martwe natury. Powyżej dzieło Willema Claesza Hedy "Martwa natura śniadaniowa" z lat 1680-82. Poniżej - Florisa van Schootena: Martwa natura śniadaniowa z lat 1620-25.


W obu przypadkach zachwyca precyzja wykonania. Wydaje się wręcz, że są to nie obrazy a zdjęcia. Miękki meszek na skórce brzoskwini, zwisająca obierana skórka cytryny, świeżo ukrojone pieczywo, blask wypolerowanego srebra naczyń stołowych zostały mistrzowsko odwzorcowane. To tylko przykłady. Podobnych pięknych dzieł jest w Gmachu Głównym Muzeum wiele i na pewno warto samemu przekonać się o ich urodzie.

Na koniec jeszcze mały smaczek. Św. Barbara ok. 1520 warsztat śląski. Czy Wy też widzicie jej urocza minę? I jak tu nie lubić sztuki?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz