środa, 11 marca 2015

5 poznańskich miejscówek na lunch, brunch lub obiad "w biegu"


"Kuchnia w Polsce to tajemnicza sprawa. Każdy ma mamę albo babcię, która w domu gotuje znakomicie. Ale domową kuchnię rezerwuje się dla rodziny. Gościom w restauracjach serwuje się straszne rzeczy". Tę smutną i niestety trafną diagnozę polskich restauracji znalazłam kiedyś w książce Leszka Talki pt.: "Talki w podroży". Doświadczenie życiowe uczy, że naprawdę ciężko znaleźć nie tylko w Poznaniu, ale po prostu w naszym kraju miejsce, w którym można zjeść, nie odważę się nawet powiedzieć "jak w domu", ale zwyczajnie dobrze, nie wydając przy tym fortuny. Dlatego poniżej nie będzie o miejscach, w których można znaleźć się w kulinarnym niebie, tylko takich, w których po prostu można wpaść po pracy, zajęciach na uczelni, w trakcie zakupów czy włóczęgi bez celu po mieście i coś przekąsić za przystępną cenę. Nie będzie tu jednak o miejscach najtańszych, bo jeśli ktoś szuka takich, to polecam poznańskie bary mleczne. I tyle. Wiem, że mają one wielu zwolenników (sama do nich należałam w czasach wczesnostudenckich) i nie chcę tu nikogo obrazić, ale według mnie jeśli ktoś natomiast chce zjeść coś w miarę dobrego w nieco bardziej higienicznych warunkach i nie czuć tego każdego następnego dnia przez co najmniej tydzień, gdy ubiera kurtkę lub płaszcz, który w owym barze miał na sobie, to polecam miejsca poniższe.

1. Castorama Poznań.ul. Murawa 39.

Tak to nie pomyłka. W tym hipermarkecie budowlanym można naprawdę nieźle zjeść. Wpadam tam od czasu do czasu i muszę powiedzieć, że jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Moje żelazne pozycje w menu to pierogi z kurkami, względnie z łososiem i sosem bazyliowym, naleśniki z serkiem i malinami (po kilkanaście złotych) i pstrąg z dodatkami (koło złotych dwudziestu, kilku, jeśli dodać surówki). Są też dania typowo obiadowe z różnymi rodzajami mięs w cenie ok. 30 zł. Na deser obowiązkowo gofry z owocami (8-10 zł), herbaty, kawy, koktajle, soki wyciskane-koło 10 zł.

2.Check Point Kupiec Poznański.

Niedawno odkryte miejsce na drugim pietrze Kupca ze świetnymi naleśnikami według oryginalnej francuskiej receptury z ciasta pszennego lub gryczanego na słodko lub wytrawnie. Z serii sprawdzone i polecam: POLKA z jabłkami, daktylami, figami i rodzynkami oryginalnie w sosie cynamonowym, ale można poprosić o inny, np. waniliowy, z czego jako osoba, która nie czuje mięty do cynamonu chętnie korzystam, QRA  z kurczakiem, marchewką, brokułami, sosem brokułowo-bazyliowym, pestkami z dyni i śmietaną i GREK z naturalnym jogurtem greckim, prażonymi migdałami, pokruszonymi herbatnikami i miodem. Ceny: 9-15 zł, herbata 3 zł, kawa bodaj 5 zł.

3.Express Marche. Rotondo w Okrąglaku, punkty w CH Malta, Stary Browar, King Cross Marcelin.

Z tym punktem mam pewien problem. Zdarza się, ze mam go zwyczajnie dość i obiecuję sobie, że dziś pójdę gdzie indziej, po czym robi się późna godzina, zaczyna mi doskwierać głód i nie chce mi się myśleć nad alternatywami i w końcu, jak zwykle i tak tam ląduję. Dlaczego? Jestem wielkim zwolennikiem pomysłu serwowania jedzenia na wagę, na którym ta restauracja bazuje. Takie rozwiązanie ma te niepodważalną zaletę, że każdy może wybrać to co ma ochotę i tyle, na ile ma ochotę i bezkarnie skomponować sobie nawet najdziwniejszy zestaw żywieniowy i nikomu nic do tego. Pozwala też nabrać na talerz dania, które się widzi, w przeciwieństwie do wielu restauracji, w których jesteśmy skazani na zamówienie takich, których fantazyjne nazwy niewiele mówią. I wszystko byłoby super gdyby nie to, że choć nowe miejsca z jedzeniem na wagę mnożą się jak grzyby po deszczu, trudno znaleźć takie, w którym dania są ciepłe, niewysuszone i po prostu smaczne. Stosunkowo najlepsze dania w tym systemie serwuje właśnie Marche. Stosunkowo nie oznacza, że nie zdarza się kucharzom z Marche popełnić żadnego błędu. Wpadki są, ale jest ich właśnie stosunkowo najmniej. Cena: 3,29 zł za 10 deko jedzenia.

4. Da Luigi. Ul. Woźna 1.

To bardzo dobra włoska kuchnia za stosunkowo niewysoką cenę w ścisłym centrum miasta. Od lat serwuje świetne makarony, w tym zapiekanki makaronowe i pizzę na włoskim cienkim cieście, przy której człowiek utwierdza się w przekonaniu, że to, co pod tą samą nazwą serwowane jest w Pizzy Hut jest nieporozumieniem. Od niedawna zaprasza do powiększonej piwnicy i bardzo dobrze, bo to posunięcie zmniejsza ryzyko odejścia z kwitkiem z powodu braku wcześniejszej rezerwacji stolika, szczególnie w weekend. Moje ulubione pozycje w menu to: zapiekany makaron penne z wołowiną, suszonymi śliwkami, ananasem, papryką, cebulą i sezamem, penne z czterema rodzajami sera i brokułami (20 zł) oraz pizza z mozzarellą, pomidorami i rukolą (bodaj 15 zł).

5. Pyra Bar Strzelecka 13, Szamarzewskiego 13.

Pyra, czyli ziemniak to symbol Poznania, który nazywany jest Pyrlandią. Swego czasu wykorzystał to nawet Prezydent Grobelny w słynnym spocie reklamującym Poznań na Euro 2012: https://www.youtube.com/watch?v=EkS0GKBB1cg
Uczynienie pyry motywem przewodnim całego menu mogło wydawać się ryzykowne, W wypadku Pyry Baru okazało się jednak strzałem w dziesiątkę Dwa poznańskie punkty oferują smaczne zapiekanki ziemniaczane w wersjach z różnymi rodzajami mięsa lub rybą (małe porcje koło 13 zł, duże-17 zł) , placki ziemniaczane, szare kluchy, pyry z gzikiem ("bzikiem") i babki ziemniaczane. Do tego zawsze codziennie inna zupa, coś słodkiego, koktajl lub kompot. Ceny bardzo przystępne, sprawna obsługa i krótki czas oczekiwania. Kapitalnie urządzone wnętrza z plakatami z "pyrami" i lampami z durszlaków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz